Sprawdziłam na sobie zasadę: im krótszy czas między urazem a zabiegiem Bowena, tym szybszy powrót do zdrowia i sprawności.
Kiedy boli, przestajemy myśleć. W takiej chwili dobrze mieć przy sobie kogoś, kto pomoże dobrą radą. Mnie w krytycznych momentach dwa razy wspomogła 9-letnia córka.
Z początkiem października słońce zachęciło mnie do porządków w ogrodzie. Grabienie liści, pielenie rabatek, przycinanie żywopłotu – dla umysłu zmęczonego miejskim życiem to wspaniały odpoczynek. Ale dla ciała to coś zupełnie innego: ciągłe schylanie się i wstawanie, kucanie i prostowanie. Słowem: duże obciążenie.
W ciągu dnia czułam się świetnie, ale kiedy po kąpieli siadłam do kolacji… nie mogłam wstać! Z bólu aż krzyknęłam! Na to moja rezolutna Zosia, lat 9, zareagowała ze spokojem: „Mamusiu, bolą cię plecki? Nie przejmuj się. Zrób sobie Bowenka! Pomoże ci jak wtedy, kiedy spadłaś ze schodów. Będzie dobrze, mamusia.”
Rok wcześniej wysiadając z tramwaju trzymałam w jednej ręce dłoń Zosi w drugiej wiolonczelę. Padał silny deszcz, stopnie były mokre, pośliznęłam się. Upadając uderzyłam plecami w kant stopni: jeden, drugi, trzeci. Ból był taki, że nie mogłam się ruszyć. Wstać pomogli mi przechodnie. Posadzili mnie na ławeczce. Siedziałam i nie mogłam nabrać oddechu. Zosia patrzyła na mnie z niepokojem. W przypływie impulsu przypomniałam sobie terapię antyszokową, którą można zastosować we wszystkich rodzajach urazu. To specyficzne ruchy Bowena wykonywane na plecach. Zrobiłam je z trudem.
– Mamusiu, może wrócimy do domu? – spytała Zosia.
Nie miałam siły odpowiedzieć. Siedziałam jeszcze kilka minut zanim wstałam. Już czułam się na tyle silna, że odprowadziłam córkę do szkoły. Po powrocie do domu położyłam się na godzinę. Potem wstałam i mogłam wrócić do stałych zajęć.
O upadku i jego sile świadczyły tylko wielkie siniaki, które pojawiły się na plecach od łopatek po lędźwie .
To tę sytuację z zeszłej jesieni przypomniała mi Zosia. Wstałam więc pokrzywiona od stołu, uporałam się z toaletą i położyłam się na łóżku. Z trudem wykonałam ruchy Bowena na plecach i zasnęłam.
Rano obudziłam się jak zwykle, zrobiłam sobie kawę i wyszłam na taras. Z dumą popatrzyłam na zadbany ogród. I wtedy przyszła mi do głowy myśl: „Zaraz, zaraz. Przecież wczoraj wieczorem ledwo mogłam się ruszać i zasnęłam z ogromnym bólem pleców. A tu nic mnie nie boli.”
Przypomniałam sobie zabieg wykonany przed snem.
Zastanawiasz się, jak to możliwe, że moje dolegliwości tak szybko ustąpiły? Otóż zabieg Bowena wykonany W CIĄGU KILKU GODZIN OD PRZECIĄŻENIA nie dopuścił do rozwinięcia się skutków zbyt intensywnego wysiłku fizycznego. Rozluźnił tkanki, przyspieszył przepływ krwi i tym samym przyspieszył wydalanie z tkanek metabolitów, także kwasu mlekowego. Dzięki szybkiej interwencji organizm nie zdążył uruchomić mechanizmów kompensacyjnych czyli obronnych. W moich tkankach nie wytworzył się stan zapalny, nie pojawiły się napięcia mięśniowe czy asymetria ciała, która pojawia się jako podświadome unikanie bólu.
W przypadku kontuzji i urazów Bownen działa tak samo: przyspiesza regenerację tkanek.